Tekst, muzyka, aranżacja, śpiew: Ryszard Matusiewicz
Na moście w mieście Novemberg
Z listopadowych ciężkich mgieł
Latarnie wyłaniają się
Nisko nade mną
Cierpliwie idę w mokry chłód
W półmroku lśni wytarty bruk
Pod mostem rzeka zbiega w dół
Z ciemności w ciemność
Zawsze wieczorem idę na spacer
Przez zimne cienie
Zawsze w tym mieście mamy dostatek
Ciemnych jesieni
W kamiennej wieży zegar się gnieździ
Z wysiłkiem chrzęści stary werk
W ciszy jesiennej nocy nad miastem Novemberg
Samotność w mieście Novemberg
Łagodzi zwykle zbyt wczesny sen
Bo prędki zmierzch, bo krótki dzień
Pusto w ulicy
Pokochać kogoś? – ale gdzież,
Gdy krótki dzień, gdy prędki zmierzch…
Jak w muszli, każdy kryje się
W swej kamienicy
Zawsze wieczorem idę na spacer
Przez zimne cienie
Zawsze w tym mieście mamy dostatek
Ciemnych jesieni
W kamiennej wieży zegar się gnieździ
Z wysiłkiem chrzęści stary werk
W ciszy jesiennej nocy nad miastem Novemberg
Tęsknotę, co doskwiera mi,
Przenoszę wciąż na nieznane dni
W tym mieście mamy chłód we krwi
I trudno wierzyć,
Że nawet w mieście Novemberg
Przemija zima, taje śnieg
Tak dźwiga nas przez wieków bieg
Zegar na wieży
Bezlistna gałąź tańczy na wietrze
Chmura gęstnieje
Ocieka deszczem mokre powietrze
Z południa wieje
Rzeka bełkocząc pędzi na oślep
Dygoce most i każdy nerw
I eksploduje wiosna nad miastem Novemberg
Niespodziewana wiosna nad miastem Novemberg
Czy nie utknęliśmy? Lub osiągnęliśmy stabilizację; tak też można to nazwać. Kolejne dni są prawie identyczne, nie do odróżnienia. Nie do zapamiętania. Codzienność. Równy rytm. Jakimś przerywnikiem są zakupy w supermarkecie. W pracy w porządku. A poza tym, Heniu, stara bieda, jak mawiają biznesmani. Czy naprawdę chcieliśmy, żeby było właśnie tak? Czy w ogóle chcieliśmy czegoś? Czy przyszedł nam kiedyś do głowy pomysł, żeby czegoś chcieć? Zazwyczaj jakoś układa się samo… z 95-procentową zasługą Pana Przypadka. I potem tak zostaje. Właściwie, chyba u wszystkich podobnie.
Wystarcza nam to, co jest i nie mamy z tym problemu. Z roku na rok, z dziesięciolecia na dziesięciolecie. Czasem przychodzi olśnienie: tamten gość, po prostu wariat, on żyje właśnie tak, jak my byśmy chcieli. Tylko nigdy wcześniej na to nie wpadliśmy. Nie zastanowiliśmy się. Żadna złota rybka nie zapytała nas, czego chcemy tak naprawdę; a nikt nam nie powiedział, że jesteśmy złotą rybką sami dla siebie. Olśnienie, wiosna. Wiosna w mieście Novemberg…
Miasto z tej piosenki, to miasto listopadowe. Zapewnia stabilizację wręcz wzorcową. Tutaj nie trzeba nawet sprawdzać prognoz pogody. Prawie przez cały rok temperatura utrzymuje się nieco powyżej zera. Mglisto lub bardzo mglisto. Wiatry bardzo słabe, zmienne. Możliwa mżawka. Chłodna kamienna zabudowa hamuje temperament, nie sprzyja życiu towarzyskiemu. Mieszkamy tu przez długie lata zgadzając się na to, co jest. Na chłód i samotność. Nie zastanawiając się, czy tego naprawdę chcemy.